sobota, 17 stycznia 2015

O niewolnikach, przekładzie i nielegalnej wymianie pieniędzy

Zapomniałam się pochwalić, że na urodziny dostałam od mojego przyjaciela książkę Sadriddina Ajniego pod tytułem "Niewolnicy" ("Gulamon") - drugie wydanie warszawskiego Czytelnika z 1953 roku. To jedna z niewielu tadżyckich powieści, którą można przeczytać po polsku, chociaż Mikołaj Dąb tłumaczył ją nie z oryginału, ale z rosyjskojęzycznego wydania. To zresztą bardzo popularna w Polsce praktyka w odniesieniu do literatury wschodniej. Dzieje się tak z uwagi na brak osób znających bardziej egzotyczne języki i zniechęcające potencjalnych tłumaczy niewielkie zainteresowanie taką literaturą. Ale Tadżycy mają podobny problem - do nich literatura światowa dociera przede wszystkim przez język rosyjski. Pamiętam wizytę w Stowarzyszeniu Pisarzy Tadżykistanu - jeden z zatrudnionych tam twórców (koniecznie muszę napisać przy okazji co nieco o tej fascynującej instytucji) pochwalił mi się, że właśnie dostał świeżuteńki przekład "Stu lat samotności" prosto z rąk tłumacza, i że to podobno wreszcie tłumaczenie z oryginału! Bardzo mnie to zainteresowało, bo mam już perskie tłumaczenie i uznałam, że fajnie byłoby je kiedyś porównać, więc miły pan od razu wyjął książkę i dał mi ją w prezencie. Jakoś głupio mi było spojrzeć mu w oczy, gdy na pierwszej stronie przeczytałam: z rosyjskiego tłumaczył... Kolumbijski noblista wtedy jeszcze na szczęście żył, więc się w grobie nie mógł przewrócić.

Ajni na swoim patio w Samarkandzie
Ajni czyta gazetę, niestety nie widzę jaką
Ajni przemawia
Wracając do "Niewolników" - Sadriddin Ajni to tak zwany ojciec języka tadżyckiego, zasłużony  dla jego współczesnego rozwoju intelektualista, pisarz i pierwszy prezes Tadżyckiej Akademii Nauk. Urodził się w 1879 roku na terenie ówczesnego Emiratu Buchary, już wtedy będącego pod rosyjskim protektoratem. W Samarkandzie natrafiłyśmy przypadkiem na dom, w którym Ajni mieszkał przez ponad 35 lat po ucieczce przed represjami politycznymi z Buchary. Miałyśmy iść tylko na kolację i zobaczyć Registan nocą, a tu nagle wyrosło przed nami malutkie muzeum, jeszcze otwarte mimo wieczornej pory. Zachowały się w nim dwa gabinety Ajniego - starszy i nowszy. Tu właśnie powstali "Niewolnicy","Śmierć lichwiarza", wspomnienia i studia historyczne. Miły staruszek oprowadził nas, opowiadając historyjki z życia pisarza, pokazując zachowane umeblowanie i rozmaite przedmioty użytku codziennego należące do Ajniego, a także fotografie i prezenty. Na koniec wyjął spod lady książki, które mogłyśmy kupić, przedstawiając je jako rzadkie i niemile widziane w Uzbekistanie pozycje w języku tadżyckim. No to kupiłam oczywiście - wybrałam wydaną w 1953 roku "Śmierć lichwiarza" o zapachu pleśni, czując się prawie jak antyuzbecki terrorysta. Na koniec było zdjęcie z miłym staruszkiem przed popiersiem poety w ogródku. A na sam koniec okazało się, że na książkę i bilety wydałyśmy całą lokalną gotówkę i na kolację musimy gdzieś wymienić chociaż kilka dolarów, które na szczęście miałyśmy przy sobie na czarną godzinę tego spaceru. W Uzbekistanie nie opłaca się wymieniać waluty w oficjalnych punktach, trzeba to robić u - jak to się mówiło w czasach mojego dzieciństwa - koników. Zebrałyśmy więc sporo ciekawych doświadczeń, jak wymiana gotówki w sklepie z dywanami, do którego doprowadził nas przypadkowo zagadnięty handlarz, czy pod murem bazaru u przypadkowego pana z reklamówką pełną somów. Wtedy w Samarkandzie zdecydowałam się na niewinne pytanie o najbliższy kantor w sklepie z telefonami komórkowymi. Zadziałało bardzo skutecznie, a sprzedawca dziwił się, że nie chcemy wymienić więcej niż 10 dolarów i zasugerował wobec tego... znalezienie bogatych mężów.
Wracając jednak do Ajniego - Duszanbe też jest poświęcone mu muzeum w jego tutejszym domu (chociaż pisarz mieszkał w nim bardzo niedługo). Muzeum jest od tego w Samarkandzie znacznie uboższe w eksponaty, a z uwagi na polityczne perturbacje nie utrzymuje z samarkandzkim żadnych kontaktów. Dla oprowadzającej nas pani byłyśmy fascynującym źródłem wiedzy jako osoby, które naocznie widziały muzeum w Samarkandzie, i to całkiem niedawno. Po obejrzeniu gablotek, fotografii i koszul mistrza wpisałyśmy się do księgi, zrobiłyśmy zdjęcie z panią i obejrzałyśmy wystawę z książkami do sprzedaży. Chciałam kupić właśnie "Niewolników", ale tymi obecnie w Tadżykistanie raczej się nie handluje (chociaż pani powiedziała, że może się postarać, jeśli bardzo chcę). Więc teraz zabieram się za lekturę polskiego przekładu. Relacja czy warto - niebawem.


Jeden z gabinetów Ajniego w jego domu w Samarkandzie

Wnętrze domu Ajniego w Samarkandzie

Nasz cudowny przewodnik po samarkandzkim domu Ajniego

Przedmioty należące do pisarza i wydanie jego pracy po tadżycku w jego domu w Duszanbe

Dom-muzeum Ajniego w Duszanbe