czwartek, 31 sierpnia 2017

Pamir Bohdana Bielkiewicza



Kilka dni temu od deski do deski przeczytałam książkę „Szugnon i Szochdara: miejsca kultu” autorstwa iranisty i podróżnika Bohdana Bielkiewicza. To niezwykła książka i niezwykły człowiek, który odszedł na zawsze podczas swojej ostatniej podróży, 3 czerwca tego roku w Stambule. W marcu wyruszył w tę podróż rowerem, żeby zawieść Kirgizom znad jeziora Wan swój album, który im poświęcił – niestety już tam nie dotarł. Przyjaciele i rodzina gromadzą środki na sprowadzenie ciała Bohdana do Polski. W krakowskiej Alchemii – której był stałym bywalcem – dwa tygodnie temu odbyło się wzruszające pożegnanie.
O Bohdanie słyszałam rozmaite legendy, natomiast osobiście poznaliśmy się dwa lata temu w Chorogu, stolicy tadżyckiego Badachszanu. Wraz ze swoją przyjaciółką mieszkał wtedy u cioci Czajzan – poleciłam im wcześniej tę miejscówkę, o można powiedzieć całkiem wysokich jak na pamirski dom standardach. Spędziliśmy trochę wspólnego czasu w Chorogu, ale do dziś żałuję, że nie udało się nam nigdzie razem wyruszyć. Ale w sumie każde z nas było zajęte swoimi sprawami, do tego co chwilę któreś cierpiało na rozstrój żołądka, jak to bywa w takiej podróży. Wtedy właśnie Bohdan zbierał materiały do swojej książki, rozmawiając z lokalnymi mieszkańcami, fotografując i przemierzając kilometry okolicznych dróg i bezdroży w poszukiwaniu świętych miejsc ismailizmu – wyznawanego przez Pamirczyków odłamu islamu szyickiego.

Saroi Bahor
Książka „Szugnon i Szochdara: miejsca kultu” została wydana przez Bohdana własnym sumptem w 2016 jako kontynuacja wcześniej pozycji jego autorstwa „Szugnon (dawniej – królestwo Szugnonu)”. O ile część starsza to wprowadzenie w historię oraz sytuację społeczno-kulturową i gospodarczą regionu, to nowsza i grubsza zawiera opis wędrówki śladem ostonów i mazorów – świętych miejsc i grobowców ważnych postaci (chociaż dziś niekoniecznie można jednoznacznie stwierdzić, kto w danym miejscu leży). W takich miejscach, ozdobionych kamieniami i porożem kóz lub owcy Marco Polo, czasem ogrodzonych murkiem, ismailici modlą się, palą świeczki, składają ofiary, a głazy smarują zwierzęcym tłuszczem. Historia tych miejsc jest związana z przedmuzułmańską tradycją regionu, a poroża i słoneczne znaki przywodzą na myśl raczej szamańskie, a nie muzułmańskie miejsca kultu. Bohdan poszukiwał również tych, które odeszły w niepamięć. Z jednej strony władze radzieckie wycięły wiele świętych drzew, usunęły święte głazy lub bezpowrotnie zrównały z ziemią wiele takich miejsc. Z drugiej do spadku ich popularności przyczynił się sam Aqa Chan IV – mieszkający w Wielkiej Brytanii lider ismailizmu. Ponoć po jego pierwszej na terenie badachszańskiej autonomii wizycie, do której doszło po uzyskaniu przed Tadżykistan niepodległości, rozeszła się plotka, że „anulował” on ważność świętych miejsc. Sama odwiedziłam kilka z licznych ostonów, które opisał Bohdan – o wizycie w Tusjonie już pisałam. Tym, o czym natomiast nie miałam pojęcia przed lekturą, jest na przykład kwestia innych miejsc otaczanych przez ismailitów szczególną czcią, jak spichlerze czy kuźnie. Dziś według Pamirczyków to ostatnie jest związane z patronem kowalstwa – biblijnym Dawidem, choć zainteresowanie kuźnią i ogniem ma zapewne przedmuzułmańskie korzenie. 

Ogromna szkoda, że Bohdan nie będzie miał szansy dokończyć swoich pamirskich peregrynacji. 

Właśnie spojrzałam, że napisał mi w pierwszej części swojej książki dedykację: „Od serca – Autor”.

Bogew

Chorog

Dolina Pandżu