środa, 11 lutego 2015

"Heartland" - o geopolityce według Mackindera


Photo of Mackinder (Gilbert 1947)
http://www.mackinderforum.org/
Tadzykistan leży w sercu Azji, ale są i tacy, którzy widzą w tym regionie serce całego świata. W tej okolicy mieści się "Heartland" - serce kontynentu, tzw. obszar osiowy. Do popularyzacji tego terminu przyczynił się i rozwinął związaną z nim koncepcję sir Halford John Mackinder. Urodził się w 1861 roku, był brytyjskim geografem, profesorem, współzałożycielem i dyrektorem słynnej London School of Economics, a także prekursorem geopolityki. Jest i polska ciekawostka: w ramach swoich podróży Mackinder odwiedził Warszawę, spotykając się tam z Piłsudskim i Paderewskim.
Mackinder pisał wiele i o rozmaitych sprawach, a pośród jego prac znalazło się wydane w 1904 roku studium "Geograficzna oś historii". Zawarte w nim rozważania udoskonalał przez następne lata, publikując kolejne prace na ten temat. Gdyby w dwóch słowach streścić, czym jest Mackindera koncepcja Heartlandu, można powiedzieć, że Azja Centralna to region o niezwykłym znaczeniu dla świata i jego porządku. Jak w zamieszczonym w "Przeglądzie Geograficznym" artykule na ten temat napisał Piotr Eberhardt, zdaniem Brytyjczyka "panowanie nad północną, centralną i wschodnią częścią kontynentu euroazjatyckiego stanowi podstawowy warunek do politycznej dominacji nad światem". Wówczas było to przełomowe stwierdzenie - świat zachodni, zachłyśnięty przemierzaniem mórz i oceanów, nie bardzo wierzył w wagę panowania nad tym, co leży w środku kontynentu. Jeszcze raz powołam się na Eberhardta: koncepcję Mackindera "trudno uzasadnić, ale też niełatwo zanegować". Mimo wyraźniej demagogii oraz współczesnej dezauktualizacji tej koncepcji, również dziś są tacy, którzy uważają ją za niezwykle trafną i ponadczasową. Podobno ekscytacja dotyczy głównie politologów, a jedna z osób, które uległy czarowi idei Mackindera, to amerykańska była sekretarz stanu Condoleezza Rice.
http://www.thinglink.com/
Hegemonię na kluczowych dla świata azjatyckich stepach wróżył Mackinder Związkowi Radzieckiemu (wracając do tych wniosków szczególnie pod koniec II wojny światowej), ale wskazywał też na ewentualną hegemonię Niemiec lub Chin. Serce kontynentu - to tu mieszka najwięcej ludzi, tu toczą się kluczowe wydarzenia, tu miał być rdzeń, otoczony przez tzw. strefę półksiężyca wewnętrznego, czyli Niemcy, Austrię, Turcję, Indie i Chiny, a następnie tzw. strefę zewnętrzną,czyli Wielką Brytanię, Afrykę południową, Australię, USA, Kanadę i Japonię. Stąd, z serca właśnie, jest tylko kilka kroków do rządzenia całym światem.

czwartek, 5 lutego 2015

Przeszłam przez rzekę...

... to znaczy przeczytałam ostatnio nową książkę Ludwiki Włodek o postradzieckiej Azji Centralnej. I wstyd by było nic o tym nie napisać, bo przecież cokolwiek na ten temat pojawia się na polskim rynku wydawniczym sporadycznie. Trzeba natomiast przyznać, że mamy chyba trochę modę na książki reportażowe - i dobrze. Jeszcze lepiej, że coś się wśród tych reportaży ukazało wreszcie o tych wszystkich - jak to ludzie mawiają - stanach. Ten "stan" to nawiasem mówiąc pochodzi z perskiego i oznacza miejsce - Tadżyków, Kirgizów, Afgańczyków i innych. I my dla perskojęzycznych jesteśmy nie żadną Polską, a Lahestanem.

http://www.wydawnictwoliterackie.pl/
"Wystarczy przejść przez rzekę" podobało mi się. Nawet jeśli na początku nie koniecznie interesowało mnie życie osobiste autorki, to w sumie stwierdzam, że w tej książce ma to sens - przecież każda podróż jest inna, a nasze doświadczenie, płeć czy towarzysze podróży każdą czynią specyficzną i niepowtarzalną. To przecież nie naukowa pozycja służąca jakimś generalizacjom i teoriom, ale podróż, spotkanie z ludźmi. I te swoje spotkania - z artystką z Uzbekistanu Umidą, z Rozą - byłą kirgiską prezydent, czy też z ludźmi całkiem zwykłymi - autorka opisuje wciągająco. I w sposób zupełnie bezbolesny i jakby mimochodem wtłacza nam sporą dawkę wiedzy o regionie, polityce, społeczeństwie. No i świetnie jest ta książka wydana, z kolorowymi zdjęciami - naprawdę miła rzecz, dzięki której ktoś się zainteresuje tym niedowartościowanym regionem. I - co bardzo cenię we wszelkich wydawnictwach o Wschodzie w języku polskim - ma spolszczoną wymowę imion i nazw geograficznych, tak że nie straszą nas rozmaite Khany, Khorogi, Parvizy i inne Afsanehy.
Na koniec trochę anegdotycznie - tak sobie pomyślałam w trakcie lektury, jak czasem pewnym odległym od nas ludziom, miejscom czy wydarzeniom staramy się nadać bardzo egzotyczny charakter. Myślimy, że są tak różni czy różne od tego, co znamy. Tak sobie pomyślałam, kiedy przeczytałam podpis pod jednym ze zdjęć, że w kazachskich wioskach prawie nie istnieje transport publiczny i dojeżdża się tam najlepiej taksówką czy prywatną marszrutką (s. 192). Czy próbowaliście dojechać kiedyś transportem publicznym do podkrakowskiej wsi? PKS kiedyś faktycznie jeździł, zwykle co parę godzin, dzisiaj to nawet nie mam pojęcia, czy istnieje. Dojeżdża się... prywatnymi busami :)