Przestałam na jakiś czas pisać o Tadżykistanie, bo temat stał się dla mnie zbyt emocjonalny. Źle się tam dzieje - od ubiegłego roku gorzej, niż kiedykolwiek w ostatnich latach. Prezydent Rahmon umacnia swoją władzę przez coraz to nowe pomysły, jak na przykład majowe referendum, w którym ponad 94% mieszkańców Tadżykistanu opowiedziało się za nieograniczoną liczbą jego prezydenckich kadencji. We wrześniu 2015 roku aresztowano ostatnich chyba aktywnych działaczy Partii Islamskiego Odrodzenia Tadżykistanu - jedynej sensownej organizacji opozycyjnej, powołanej do życia w okresie rozpadu ZSRR, a w myśl kończącego wojnę domową porozumienia z 1997 roku mającej posiadać udział w rządzeniu republiką. Teraz prezydent pozbył się ich na dobre - dzięki oskarżeniom o powiązania z Państwem Islamskim (jakże dobry argument wpadł mu w ręce!), przygotowanie zamachu stanu, działalność antypaństwową i inne takie. Międzynarodowe organizacje walczące o prawa człowieka mają związane ręce. Ktoś z bliskich mi tadżyckich znajomych znalazł się w więzieniu, skazany na kilkanaście lat odsiadki. Starszy, schorowany człowiek, który bez operacji serca długo już nie pożyje - o ile w ogóle jeszcze żyje. Dlatego trochę mi się Tadżykistanu odechciało...
Ale może nadchodzi moment, kiedy znowu zacznę pisać.
Ale może nadchodzi moment, kiedy znowu zacznę pisać.