Kilka dni temu od deski do deski przeczytałam książkę „Szugnon
i Szochdara: miejsca kultu” autorstwa iranisty i podróżnika Bohdana Bielkiewicza.
To niezwykła książka i niezwykły człowiek, który odszedł na zawsze podczas
swojej ostatniej podróży, 3 czerwca tego roku w Stambule. W marcu wyruszył w tę
podróż rowerem, żeby zawieść Kirgizom znad jeziora Wan swój album, który im
poświęcił – niestety już tam nie dotarł. Przyjaciele i rodzina gromadzą środki
na sprowadzenie ciała Bohdana do Polski. W krakowskiej Alchemii – której był stałym
bywalcem – dwa tygodnie temu odbyło się wzruszające pożegnanie.
O Bohdanie słyszałam rozmaite legendy, natomiast osobiście
poznaliśmy się dwa lata temu w Chorogu, stolicy tadżyckiego Badachszanu. Wraz
ze swoją przyjaciółką mieszkał wtedy u cioci Czajzan – poleciłam im wcześniej tę miejscówkę, o można
powiedzieć całkiem wysokich jak na pamirski dom standardach. Spędziliśmy trochę wspólnego czasu w Chorogu, ale do dziś żałuję,
że nie udało się nam nigdzie razem wyruszyć. Ale w sumie każde z nas było
zajęte swoimi sprawami, do tego co chwilę któreś cierpiało na rozstrój żołądka,
jak to bywa w takiej podróży. Wtedy właśnie Bohdan zbierał materiały do swojej
książki, rozmawiając z lokalnymi mieszkańcami, fotografując i przemierzając kilometry okolicznych dróg i bezdroży w poszukiwaniu
świętych miejsc ismailizmu – wyznawanego przez Pamirczyków odłamu islamu
szyickiego.
Saroi Bahor |
Książka „Szugnon i
Szochdara: miejsca kultu” została wydana przez Bohdana własnym sumptem w 2016
jako kontynuacja wcześniej pozycji jego autorstwa „Szugnon (dawniej – królestwo
Szugnonu)”. O ile część starsza to wprowadzenie w historię oraz sytuację
społeczno-kulturową i gospodarczą regionu, to nowsza i grubsza zawiera opis wędrówki
śladem ostonów i mazorów – świętych miejsc i grobowców ważnych
postaci (chociaż dziś niekoniecznie można jednoznacznie stwierdzić, kto w danym
miejscu leży). W takich miejscach, ozdobionych kamieniami i
porożem kóz lub owcy Marco Polo, czasem ogrodzonych murkiem, ismailici modlą się,
palą świeczki, składają ofiary, a głazy smarują zwierzęcym tłuszczem. Historia
tych miejsc jest związana z przedmuzułmańską tradycją regionu, a poroża i
słoneczne znaki przywodzą na myśl raczej szamańskie, a nie muzułmańskie miejsca
kultu. Bohdan poszukiwał również tych, które odeszły w niepamięć. Z jednej
strony władze radzieckie wycięły wiele świętych drzew, usunęły święte głazy lub
bezpowrotnie zrównały z ziemią wiele takich miejsc. Z drugiej do spadku ich popularności
przyczynił się sam Aqa Chan IV – mieszkający w Wielkiej Brytanii lider ismailizmu.
Ponoć po jego pierwszej na terenie badachszańskiej autonomii wizycie, do której
doszło po uzyskaniu przed Tadżykistan niepodległości, rozeszła się plotka, że
„anulował” on ważność świętych miejsc. Sama odwiedziłam kilka z licznych ostonów,
które opisał Bohdan – o wizycie w Tusjonie już pisałam. Tym, o czym natomiast
nie miałam pojęcia przed lekturą, jest na przykład kwestia innych miejsc otaczanych
przez ismailitów szczególną czcią, jak spichlerze czy kuźnie. Dziś według
Pamirczyków to ostatnie jest związane z patronem kowalstwa – biblijnym Dawidem,
choć zainteresowanie kuźnią i ogniem ma zapewne przedmuzułmańskie korzenie.
Ogromna
szkoda, że Bohdan nie będzie miał szansy dokończyć swoich pamirskich
peregrynacji.
Właśnie spojrzałam, że napisał
mi w pierwszej części swojej książki dedykację: „Od serca – Autor”.
Bogew |
Chorog |
Dolina Pandżu |