Po długiej przerwie czas najwyższy coś skomentować. Polskie Radio nadało audycję Pamir przyciąga jak magnes, wciąga jak narkotyk. Fajnie, że się o tym miejscu mówi, ale warto zastrzec, że Pamir jako dostępna w kilka godzin kraina ludzi marzących tylko, żeby gościć turystów mięsem i herbatą jest chyba lekką przesadą... Żeby dojechać do Chorogu ze stolicy Tadżykistanu trzeba raczej kilkunastu, a nie kilku godzin. Jeepy odjeżdżają rano z okolic lotniska, ale trzeba nastawić się na czekanie - najpierw wybieramy sobie sensownie wyglądający pojazd i sensownie wyglądającego kierowcę, potem czekamy, aż zbierze się odpowiednia liczba pasażerów, a bagaże zostaną załadowane na samochód. Ten był mój...
Opony miał nawet nie łyse, a kierowca (ten facet na dachu) sprawiał wrażenie doświadczonego i niepijanego. Po postoju służącemu uiszczeniu przeze mnie łapówki (o tym przy innej okazji) oraz następnym w restauracji z logiem nawiązującym do starożytnej kultury irańskiej, dojechaliśmy ciemną nocą do centrum Górskobadachszańskiego Okręgu Autonomicznego, czyli Chorogu. O, przepraszam, teraz modnie jest używać lokalnego określenia "wilajet", zamiast swojskiego "okręgu".
Co jeszcze o tej podróży warto wiedzieć? nie jest tania, bo benzyna nie należy tu do najtańszych, a ostateczna cena zależy od samochodu czy zajmowanego w nim miejsca (dla mnie na pierwszym miejscu są zawsze podróże z przodu, ze względu na widoki i zdjęcia). Zapinanie pasów jest tu zupełnie niepopularne, a biorąc pod uwagę warunki drogowe, zapięte mogą ratować życie lub wręcz przeciwnie... Moja chęć zapięcia wywołała sporą konsternację wśród reszty pasażerów, bo najpierw trzeba było ten pas w ogóle znaleźć.
Moi duszanbińscy znajomi radzili, żeby nie jeść po drodze w knajpie na postoju, bo brudno i podejrzanie, ale umieranie z głodu wydaje mi się mniej atrakcyjne niż ewentualne problemy żołądkowe - te w Tadżykistanie zdarzą się i tak prędzej czy później (a zwykle po 1-2 tygodniach). Zazwyczaj jadam wszystko i wszędzie. A propos jedzenia - Pamirczycy rozpoczynają dzień herbatą z mlekiem, solą i tłuszczem oraz chlebem, w wersji lepszej mogą być inne dodatki. Nie jest tak, że mięso jada się tu bez umiaru - w Badachszanie jest biednie i skromnie.
Po drodze zdarzają się rozmaite atrakcje - nam w drodze powrotnej brakło benzyny na zupełnym pustkowiu. Trzeba było zatrzymać inny samochód i metodą tradycyjną przelać trochę benzyny z jego baku. I jeszcze rzecz najważniejsza - obcokrajowcy muszą mieć specjalne pozwolenie, żeby przebywać na terenie Górskobadachszańskiego Okręgu. Najlepiej załatwić je sobie od razu z wizą, za niewielką dopłatą i mieć kłopot z głowy. Oczywiście o ile się da, bo na przykład latem 2012 roku ich wydawanie zostało wstrzymane, kiedy na terenie okręgu trochę się postrzelali.
Opony miał nawet nie łyse, a kierowca (ten facet na dachu) sprawiał wrażenie doświadczonego i niepijanego. Po postoju służącemu uiszczeniu przeze mnie łapówki (o tym przy innej okazji) oraz następnym w restauracji z logiem nawiązującym do starożytnej kultury irańskiej, dojechaliśmy ciemną nocą do centrum Górskobadachszańskiego Okręgu Autonomicznego, czyli Chorogu. O, przepraszam, teraz modnie jest używać lokalnego określenia "wilajet", zamiast swojskiego "okręgu".
Co jeszcze o tej podróży warto wiedzieć? nie jest tania, bo benzyna nie należy tu do najtańszych, a ostateczna cena zależy od samochodu czy zajmowanego w nim miejsca (dla mnie na pierwszym miejscu są zawsze podróże z przodu, ze względu na widoki i zdjęcia). Zapinanie pasów jest tu zupełnie niepopularne, a biorąc pod uwagę warunki drogowe, zapięte mogą ratować życie lub wręcz przeciwnie... Moja chęć zapięcia wywołała sporą konsternację wśród reszty pasażerów, bo najpierw trzeba było ten pas w ogóle znaleźć.
Moi duszanbińscy znajomi radzili, żeby nie jeść po drodze w knajpie na postoju, bo brudno i podejrzanie, ale umieranie z głodu wydaje mi się mniej atrakcyjne niż ewentualne problemy żołądkowe - te w Tadżykistanie zdarzą się i tak prędzej czy później (a zwykle po 1-2 tygodniach). Zazwyczaj jadam wszystko i wszędzie. A propos jedzenia - Pamirczycy rozpoczynają dzień herbatą z mlekiem, solą i tłuszczem oraz chlebem, w wersji lepszej mogą być inne dodatki. Nie jest tak, że mięso jada się tu bez umiaru - w Badachszanie jest biednie i skromnie.
Po drodze zdarzają się rozmaite atrakcje - nam w drodze powrotnej brakło benzyny na zupełnym pustkowiu. Trzeba było zatrzymać inny samochód i metodą tradycyjną przelać trochę benzyny z jego baku. I jeszcze rzecz najważniejsza - obcokrajowcy muszą mieć specjalne pozwolenie, żeby przebywać na terenie Górskobadachszańskiego Okręgu. Najlepiej załatwić je sobie od razu z wizą, za niewielką dopłatą i mieć kłopot z głowy. Oczywiście o ile się da, bo na przykład latem 2012 roku ich wydawanie zostało wstrzymane, kiedy na terenie okręgu trochę się postrzelali.
Trasa Chorog-Dusznabe - postój w związku z operacją "brak benzyny" Trasa Chorog-Duszanbe Trasa Chorog-Duszanbe w budowie Trasa Chorog-Duszanbe |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz