Dzisiaj Radio Ozodi zamieściło informację, która jest z jednej strony echem ostatnich wydarzeń w Chorogu, a przy okazji trafia do mojej kolekcji historii o tym, co może przydarzyć się zagranicznym badaczom w Tadżykistanie. Do historii o telefonach na podsłuchu, o byciu śledzonym przez pracowników służb bezpieczeństwa, o znikaniu i pojawianiu się laptopów. Otóż w Chorogu został zatrzymany młody politolog z Uniwersytetu Toronto, Alexander Sodiqov. Podobno spotykał się z przedstawicielami lokalnego społeczeństwa i działaczami, a podczas zatrzymania siedział w parku i wypytywał lokalnego polityka o badachszańsko-rządowy konflikt.
Sodiqov - redaktor centralnoazjatyckiej sekcji Global Voices - jest Tadżykiem, który do niedawna mieszkał w swojej ojczyźnie. A dla badacza to - moi zdaniem - i lepiej, i gorzej. No bo niby ma dostęp do tych lokalnych światów życia, do których nam potrzeba strasznie wielu wytrychów, a czasem i tak nie udaje się wyłamać zamka. O przewadze językowej nawet nie wspominam. Ale mam wrażenie, że taki ktoś wzbudza więcej lęku, obaw i nieufności. W każdym razie w krajach tak politycznie problematycznych, jak Tadżykistan. Jest swój, ale jednak obcy. Człowiek o niejasnej tożsamości. Nigdy nie zapomnę mojego doświadczenia z Iranu, kiedy okazało się, że podobne do moich badania, w analogicznym czasie i miejscu, prowadzi ktoś inny, i to będący Irańczykiem z pochodzenia. Wydawało mi się, że pewnie jest o niebo lepszy, bo od dziecka zna język, łatwiej mu o kontakty i lepiej porusza się w kulturowym kontekście. Okazało się inaczej - po kilku miesiącach miałam w badanej społeczności przyjaciół, ludzi bliskich i chętnych do rozmaitej pomocy, a on, chociaż spędził chyba więcej czasu starając się zebrać jakieś materiały, nie został nawet przez nikogo zaproszony do domu. Jego ambiwalentny status sprawił, że stał się obiektem podejrzeń o szpiegostwo lub inne nieczyste intencje. Kiedy ja coraz bardziej stawałam się "swoja", on był coraz bardziej "obcym".
Mam nadzieję, że sprawa Sodiqova szybko się wyjaśni.
Sodiqov - redaktor centralnoazjatyckiej sekcji Global Voices - jest Tadżykiem, który do niedawna mieszkał w swojej ojczyźnie. A dla badacza to - moi zdaniem - i lepiej, i gorzej. No bo niby ma dostęp do tych lokalnych światów życia, do których nam potrzeba strasznie wielu wytrychów, a czasem i tak nie udaje się wyłamać zamka. O przewadze językowej nawet nie wspominam. Ale mam wrażenie, że taki ktoś wzbudza więcej lęku, obaw i nieufności. W każdym razie w krajach tak politycznie problematycznych, jak Tadżykistan. Jest swój, ale jednak obcy. Człowiek o niejasnej tożsamości. Nigdy nie zapomnę mojego doświadczenia z Iranu, kiedy okazało się, że podobne do moich badania, w analogicznym czasie i miejscu, prowadzi ktoś inny, i to będący Irańczykiem z pochodzenia. Wydawało mi się, że pewnie jest o niebo lepszy, bo od dziecka zna język, łatwiej mu o kontakty i lepiej porusza się w kulturowym kontekście. Okazało się inaczej - po kilku miesiącach miałam w badanej społeczności przyjaciół, ludzi bliskich i chętnych do rozmaitej pomocy, a on, chociaż spędził chyba więcej czasu starając się zebrać jakieś materiały, nie został nawet przez nikogo zaproszony do domu. Jego ambiwalentny status sprawił, że stał się obiektem podejrzeń o szpiegostwo lub inne nieczyste intencje. Kiedy ja coraz bardziej stawałam się "swoja", on był coraz bardziej "obcym".
Mam nadzieję, że sprawa Sodiqova szybko się wyjaśni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz