Duszanbe (a tak naprawdę Duszambe), czyli po persku/tadżycku poniedziałek – od dnia, w którym tradycyjnie
odbywał się tu bazar. Dziś bazarów w mieście jest kilka, począwszy od mojego
ulubionego bazaru zakupów blisko ścisłego centrum miasta – dawniej tak zwanego Zielonego Bazaru, a dziś Bazaru Shohmansura (tak zresztą nazywała się leżąca kiedyś na
tym terenie wioska). Najpierw owce, potem chlebki – okrągłe, pulchne placki
albo foremkowe bochenki, trochę bardziej przypominające polskie pieczywo, a
potem trzeba szybko wyminąć stragany śmierdzących ryb. Przyjezdni z Dalekiego
Wschodu sprzedają dziwnie wyglądające sałatki, surówki i marynaty. Natomiast
największy bazar jest na południu miasta – ogromny moloch, gdzie kupić można
wszystko, tylko potem trudno się wydostać, bo w godzinach szczytu złapanie
jakiejś marszrutki z wolnym miejscem graniczy z cudem.
|
Zielony Bazar w Duszanbe | | | |
|
|
Handel kwasem chlebowym przy wejściu na bazar |
|
Pomnik Rudakiego w Duszanbe |
Przez środek Duszanbe przebiega ulica Rudakiego, perskiego
poety z przełomu IX i X wieku, który urodził się w chłopskiej rodzinie na
terenie dzisiejszego Pandżakentu na terenie Tadżykistanu, a kariera zawiodła go
na dwór Samanidów. Rudaki to znów postać ważna dla kultury narodowej Tadżykistanu
i ważny punkt w tożsamościowym projekcie rządu. Z serii takich postaci, o
których w Iranie powiedzą, że ich, a w Tadżykistanie – że tadżycki. Dziś
nazwana jego imieniem ulica tworzy centrum naukowo-kulturalnego życia stolicy,
tu mieszczą się uniwersytety, Akademia Nauk, teatry i kawiarnie, a już po kilku
dniach miałam wrażenie, że co chwilę spotykam kogoś znajomego (podobne trochę
do wrażenia, jakie mam w centrum
Krakowa). W przeciwieństwie do innych rejonów, tu raczej nie ma korków i ruch
samochodowy jest stosunkowo niewielki. Można przedostać się wzdłuż tej ulicy
marszrutką, autobusem lub trolejbusem, które zatrzymują się czasem nawet co
kilka metrów, żeby na przykład zabrać pasażerów, którzy nie zdążyli dojść na
przystanek, albo wyrzucić tych, którym zależy, żeby wysiąść tam, skąd mają
bliżej do celu swojej podróży. Nie ma biletów, tylko pomocnikowi kierowcy daje się
pieniądze – z uwagą śledzi, kto wsiada i wysiada, nadzoruje zatrzymywanie
pojazdu. Najszybsza jest jazda taksówką z numerem, często nielegalną, której
kierowca trzyma numer kursu za szybą, ale ściąga na widok policji (tutaj
funkcjonariusze stoją co kawałek), a czasem cyfrę pokazuje na migi. I
oczywiście trąbi, żeby było wiadomo, że nadjeżdża. Wątpliwą atrakcją ulicy Rudakiego
są wieczorne przejazdy prezydenckiej kawalkady, kiedy policjanci zatrzymują
całkowicie ruch w obie strony, żeby przepuścić kilka samochodów pędzących jak w
czasie policyjnego pościgu. Taka mała demonstracja władzy.
|
Najbardziej reprezentacyjne rejony ulicy Rudakiego... |
|
...i te mniej reprezentacyjne, na północ od centrum |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz