piątek, 6 grudnia 2013

Duszanbe, czyli poniedziałek

Duszanbe (a tak naprawdę Duszambe), czyli po persku/tadżycku poniedziałek – od dnia, w którym tradycyjnie odbywał się tu bazar. Dziś bazarów w mieście jest kilka, począwszy od mojego ulubionego bazaru zakupów blisko ścisłego centrum miasta – dawniej tak zwanego Zielonego Bazaru, a dziś Bazaru Shohmansura (tak zresztą nazywała się leżąca kiedyś na tym terenie wioska). Najpierw owce, potem chlebki – okrągłe, pulchne placki albo foremkowe bochenki, trochę bardziej przypominające polskie pieczywo, a potem trzeba szybko wyminąć stragany śmierdzących ryb. Przyjezdni z Dalekiego Wschodu sprzedają dziwnie wyglądające sałatki, surówki i marynaty. Natomiast największy bazar jest na południu miasta – ogromny moloch, gdzie kupić można wszystko, tylko potem trudno się wydostać, bo w godzinach szczytu złapanie jakiejś marszrutki z wolnym miejscem graniczy z cudem.

Zielony Bazar w Duszanbe

Handel kwasem chlebowym przy wejściu na bazar

Pomnik Rudakiego w Duszanbe
Przez środek Duszanbe przebiega ulica Rudakiego, perskiego poety z przełomu IX i X wieku, który urodził się w chłopskiej rodzinie na terenie dzisiejszego Pandżakentu na terenie Tadżykistanu, a kariera zawiodła go na dwór Samanidów. Rudaki to znów postać ważna dla kultury narodowej Tadżykistanu i ważny punkt w tożsamościowym projekcie rządu. Z serii takich postaci, o których w Iranie powiedzą, że ich, a w Tadżykistanie – że tadżycki. Dziś nazwana jego imieniem ulica tworzy centrum naukowo-kulturalnego życia stolicy, tu mieszczą się uniwersytety, Akademia Nauk, teatry i kawiarnie, a już po kilku dniach miałam wrażenie, że co chwilę spotykam kogoś znajomego (podobne trochę do wrażenia, jakie mam  w centrum Krakowa). W przeciwieństwie do innych rejonów, tu raczej nie ma korków i ruch samochodowy jest stosunkowo niewielki. Można przedostać się wzdłuż tej ulicy marszrutką, autobusem lub trolejbusem, które zatrzymują się czasem nawet co kilka metrów, żeby na przykład zabrać pasażerów, którzy nie zdążyli dojść na przystanek, albo wyrzucić tych, którym zależy, żeby wysiąść tam, skąd mają bliżej do celu swojej podróży. Nie ma biletów, tylko pomocnikowi kierowcy daje się pieniądze – z uwagą śledzi, kto wsiada i wysiada, nadzoruje zatrzymywanie pojazdu. Najszybsza jest jazda taksówką z numerem, często nielegalną, której kierowca trzyma numer kursu za szybą, ale ściąga na widok policji (tutaj funkcjonariusze stoją co kawałek), a czasem cyfrę pokazuje na migi. I oczywiście trąbi, żeby było wiadomo, że nadjeżdża. Wątpliwą atrakcją ulicy Rudakiego są wieczorne przejazdy prezydenckiej kawalkady, kiedy policjanci zatrzymują całkowicie ruch w obie strony, żeby przepuścić kilka samochodów pędzących jak w czasie policyjnego pościgu. Taka mała demonstracja władzy.

Najbardziej reprezentacyjne rejony ulicy Rudakiego...

...i te mniej reprezentacyjne, na północ od centrum

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz