poniedziałek, 31 sierpnia 2015

W pamirskiej dolinie Szachdary

Dolina Szachdary
Tusjon to składająca się z 11 przysiółków wieś w dolinie Szachdary, położona w południowo-zachodniej części tadżyckiego Badachszanu. Najpierw podjeżdżamy marszrutką pod sporą górę, przy wysiadaniu kierowca wskazuje nam, w którym kierunku iść do mazaru. Mazar (po tadżycku mazor) to świątynia lub mauzoleum jakiejś ważnej osoby, u pamirskich ismailitów szczególnie malownicze z uwagi na charakterystyczne baranie poroża i czaszki, pośród których można znaleźć te najbardziej okazałe, należące do górskiej owcy Marco Polo. To zwierzę uważane jest w tutejszych górach za czyste i szczególne – taki pamirski anioł, jak powiedział mi pewien Pamirczyk.
Mazar w Tusjonie trudno przeoczyć – góruje nad wsią i wygląda jak porządny, pobielony dom na podmurówce. Na werandzie piec chlebowy, a w środku trzy groby (w tym dwa przykryte dywanami) i baranie rogi oraz czaszki – najbardziej zaskakująca jest ta z oczami. Po odwiedzeniu mazaru wdrapujemy się wyżej, żeby popatrzeć na dolinę z góry. Po drodze mijany facet sugeruje odwiedziny w dżamoacie – siedzibie lokalnej jednostki administracyjnej – bo tak podobno mają najnowsze wiadomości dotyczące mazaru. Schodzimy więc do centrum wioski, mijamy chłopców grających na podwórku w bilard, zagaduję przechodzącą staruszkę i pytam o mazar. Opowiada, ze Szoh Borhon przybył tu kiedyś z Indii… nie z Indii, z Iranu… Wtedy nie było tu wsi, był las. Dzięki Borhonowi w cudowny sposób popłynęła woda i tak powstała wieś. A w mazarze leży on, za nim jego matka, a na podłodze służąca. Staruszka zaprasza na herbatę, ale zaznacza, że tak naprawdę to ona wiele nie wie na temat mazaru. Za to na pewno wiedzą w dżamoacie.
Trudno nie pójść, skoro tak gorliwie rekomendują to mieszkańcy. Po drodze pytam o właściwy budynek, młody chłopak wyciąga do mnie rękę na powitanie (w Tusjonie wszyscy witają się podaniem ręki, a niektórzy dodatkowo wzajemnym cmokaniem w te podane ręce) – akurat tam pracuje. Żebym się nie przeraziła, że teraz siedzą w takim małym budynku, do którego trzeba wejść po drabinie, bo obok już budują sobie nowy.
W dżamoacie poruszenie – jest tu i facet, którego spotkałyśmy po drodze, i pilnie ściągnięty specjalnie z urlopu pracownik. Ale na szczęście nasza niespodziewana wizyta okazuje się ważniejsza niż dotychczasowe obowiązki. Podobno mają tu w komputerze plik na temat historii lokalnego mazaru i pracownicy rzucają się na jego poszukiwanie. Po chwili przerzucają się na poszukiwania telefoniczne z pytaniem, czy dana osoba nie wie, gdzie jest ów plik. I to nie przynosi efektu, postanawiają więc znaleźć wydrukowany egzemplarz. Obdzwaniają kolejne osoby, wreszcie namierzają faceta, który musi przyjść z kluczem, otworzyć budynek na tyłach dżamoatu i przynieść plik. Facet przyjedzie za 2 do 3 minut, faktycznie trwa to sporo dłużej, a w międzyczasie udaje się nam wypić herbatę. Pan urzędnik przynosi krówki, ciasteczka, chleb o raz kiełbasę, a ponieważ z zawierającą je reklamówką przeszedł przez centrum wsi, na herbacie zjawiają się kolejne osoby, zainteresowane poruszeniem.
Wreszcie jest prawie dwudziestostronicowy tekst, trzech pracowników robi ksero – jeden podaje kartki, drugi kseruje, trzeci układa skserowane. Ostatecznie dostaję do ręki piękny plik – okazuje się, że jakiś lokalny etnograf niedawno zbierał tu narracje na temat mazaru. Jak przeczytam, to dam znać, co też tam spisał.

Mazar w Tusjonie
Wnętrze mazaru w Tusjonie
Wnętrze mazaru w Tusjonie
Widok na centrum Tusjonu

piątek, 21 sierpnia 2015

Co nowego w Duszanbe

Post dla wszystkich znajomych i nieznajomych, którzy kiedykolwiek tu byli, ale w ostatnim czasie takiej szansy nie mają :) Co przykuwa uwagę w Duszanbe w tym roku? Przede wszystkim budynki, budynki i jeszcze raz budynki. Dokańczanie tych zaczętych jakiś czas temu, budowa nowych – urzędów i apartamentowców, chociaż niekoniecznie przystosowanych do ogólnie przyjętych standardów. Trzeba też przyznać, że wiele inwestycji stanęło w związku z kryzysem w Rosji, a wartość rubla – niestety dla Tadżyków, szczególnie tych pracujących w Rosji – nadal spada. Generalnie więc budynki stoją puste, a kryzys finansowy spowodował, że zabroniono używać dolarów jako środka płatniczego.

Nowe centrum handlowe "Stolica 90"
Przy ulicy Rudakiego powstaje wielka siedzibę banku Amonat i na wysokim, zielonym ogrodzeniu wokół inwestycji pozawieszano bilbordy z wypowiedziami prezydenta. Głowa państwa wspomina o ważnej roli pieniędzy w państwie i bezpośrednim wpływie rozwoju gospodarczego na własny portfel – hasła mają zapewne przekonać obywateli do sensowności tak kosztownej inwestycji. Poza tym otwarto elegancki sklep ze sprzętami domowymi, gdzie komplet sześciu kieliszków do szampana w różowe kropki kosztuje równowartość stu dolarów – tyle mniej więcej, ile miesięcznie zarobi Tadżyk na państwowej posadzie. Powstają też nowe fastfoody (w tym lokal z pizzą z dowozem do domu) i supermarkety, stare zmieniają swoje kształty na bardziej nowoczesne, jest kilka nowych knajp i nocnych klubów. Na dodatek kilka dni temu zerwano całą kostkę brukową wzdłuż Parku Rudakiego i robotnicy układają nową, kolorową - nawet w niedzielę. Podobno otwarto już największą czajchanę w Azji Centralnej (w zeszłym roku pan pilnujący przegonił nas z aparatami spod bardzo już zaawansowanej budowy). Powyżej centrum handlowego Rudaki Plaza powstał nowy, niewielki park, na miejscu zabudowań należących do Uniwersytetu Medycznego, w tym kliniki stomatologicznej. Miłe miejsce – kiedy wieczorem robi się chłodniej, do parku przychodzą rodziny z dzieciakami.
Co najważniejsze, jakiś czas temu powstał w północnej części Duszanbe nowy bazar – Pojtacht 90 (Stolica 90), z okazji 90-lecia miasta. Chodzi o to, bo ludzie kupowali gdzie indziej, niż w takich mało reprezentacyjnych miejscach, jak Zielony Bazar – na razie, mimo protestów, zmuszono do opuszczenia go i przeniesienia się na nowy sprzedawców bakalii. Zajmują tam ogromną salę, ale kupujących jak na lekarstwo. Obok stoi jeszcze większy budynek, z wielkimi, złoconymi kolumnami w środku, który docelowo ma być centrum handlowym. Na razie też świeci pustkami, a nieliczni sprzedawcy snują się bez celu.  Stoję i myślę o reformach perskiego szacha, który w ubiegłym stuleciu chciał uczynić z ze swoich poddanych nowoczesne, zwesternizowane społeczeństwo, zrywając kobietom  hedżaby, nakładając mężczyznom europejskie kapelusze, zabraniając przestarzałych obyczajów i burząc stare zabudowania stolicy…
No i są też nowe autobusy, z elektronicznie podświetlanym numerem i celem jazdy, a na części przystanków wzdłuż ulicy Rudakiego działają elektroniczne tablice z informacją, o której przyjedzie najbliższy autobus bądź trolejbus. Działają na GPS, bo w Duszanbe na razie nie zanosi się na to, żeby dało się wprowadzić normalne rozkłady – autobusy i trolejbusy jeżdżą tu na zasadzie franszyzy, to znaczy muszą odprowadzić każdego dnia ileś pieniędzy, które do ręki pomocnikowi kierowcy płacą za przejazd pasażerowie. Stąd jest im na rękę zatrzymywać się między przystankami i nawoływać dodatkowych pasażerów, przez co czasem wleką się wręcz niemiłosiernie.

Nowy bazar "Stolica 90"

Sprzedawczynie bakalii w "Stolicy 90"

Centrum handlowe "Stolica 90"

Za płotem przyszła siedziba Banku Amonat

niedziela, 16 sierpnia 2015

Pierwsi Polacy na Szczycie Karola Marksa


Szczyt Marksa [za: http://travelingluck.com/]
Jakieś dwa tygodnie temu w Public Pubie – jednej z bardziej lubianych przez obcokrajowców knajp w Duszanbe – słyszę, że facet przy stoliku za mną zastanawia się po polsku nad zamówieniem herbaty. Okazało się, że ów facet i jego towarzysz to uczestnicy właśnie zakończonej wyprawy na Szczyt Karola Marksa, który znajduje się w południowej części tadżyckiego Badachszanu.
Szczyt Marksa ma 6723 m n.p.m. i jest najwyższym szczytem wschodniego pasma Gór Sachadryjskich w południowo-zachodnim Pamirze. Po raz pierwszy zdobyła go radziecka ekspedycja kierowana przez Eugeniusza Bieleckiego, który zresztą jako pierwszy zdobył dwa pamirskie siedmiotysięczniki (1937), a także poprowadził pierwszą zagraniczną ekspedycję zagraniczną do Chin (1956).
Bielecki urodził się pod Warszawą w 1908 roku, potem mieszkał na Ukrainie, a ostatecznie przeniósł się do Sankt Petersburga, gdzie został wysoko wykwalifikowanym pracownikiem fabryki maszyn Kirowa. Już prawie dekadę przed wyprawa w Pamir wcześniej usłyszał od odwiedzającego tamte tereny geologa, że są tam do zdobycia dziewicze szczyty, ale plany popsuła mu wojna. To właśnie ów geolog, Siergiej Klunnikow, nazwał jeden z opisanych przez siebie, szacowanych na siedmiotysięczniki szczytów, imieniem Karola Marksa, a jego pracę na ten temat wydrukowała w 1937 roku radziecka Akademia Nauk. Kiedy Bielecki wrócił z wojny, zaczął organizować wyprawę, ale z powodu braku sprzętu i trudności organizacyjnych, przekładano terminy wyjazdu. Ostatecznie udało się zdobyć szczyt 6 września 1946 roku wczesnym popołudniem. Polacy w ostatnich latach podejmowali próby zdobycia góry, ale po raz pierwszy udało się to Bartkowi Białasowi, Janowi Lenczowskiemu i Bartkowi Szelidze właśnie w tym roku - 16 lipca.
Facet i jego towarzysz ostatecznie zamówili piwo.
Szczyt Engelsa i Szczyt Marksa [za: http://www.summitpost.org/pik-engels-and-pik-karl-marx/253537; 16.08.2015]
Szczyt Marska na mapie Tadżykistanu [za: http://www.peakbagger.com/peak.aspx?pid=13165; 16.08.2015]

Eugeny Beletsky
Eugeniusz Bielecki (1908-1979) [za: www.russianclimb.com/beletsky]